Nie jesteśmy jak inne pary - nie mamy ckliwej historii zapoznawczej, nie zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia i nie powiemy Wam, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy, bo nasza historia zaczęła się.....dawno. Oj, bardzo dawno temu.
Jak się poznaliśmy? Na to pytanie też nie ma wytłumaczenia. Serio. Zapytajcie kogokolwiek i gwarantuję, że nikt nie będzie w stanie udzielić dokładnej odpowiedzi - nawet my sami! :) Wydaje się, jakbyśmy znali się od zawsze. Może dlatego, że mieszkamy niedaleko siebie i uczęszczaliśmy do tych samych szkół, więc widywaliśmy się od najmłodszych lat? Tak, to na pewno dlatego. Żadne z nas nie pamięta pierwszego “cześć”, czy wspólnych zabaw w przedszkolu, ale przecież mieliśmy wtedy zaledwie 5 i 7 lat! Kto by to pamiętał...
Jednak z biegiem czasu wzrastała w nas świadomość o istnieniu tej drugiej osoby. Oli nie dało się nie zauważyć - już od drugiej klasy była pierwsza w kolejce na każde szkolne przedstawienie: grając na organach, śpiewając, czy recytując wiersze. Ale wiecie co? Czarek też był pierwszy w kolejce... tyle, że na “dywanik” u dyrektorki ;) Także w starszych klasach szkoły podstawowej wiedzieliśmy już o sobie coś niecoś - Czarek znał Olę z wystąpień na szkolnych przedstawieniach, a Ola... no cóż, znała Czarka jako chłopca, który miał na swoim koncie niezliczoną ilość występków szkolnych. Pomimo tego, że Ola przyjaźniła się z siostrą cioteczną Czarka, więc jako papużki-nierozłączki spędzały ze sobą każdą wolną chwilę (czasem nawet w towarzystwie Czarka), to jednak w czasie szkoły podstawowej, każde z nich miało inny obiekt westchnień.
Wszystko się zmieniło, gdy Ola poszła do gimnazjum. Nie zdziwię Was, mówiąc, że Czarek też tam uczęszczał? Jak już wcześniej było wspomniane, mieszkamy blisko siebie, więc krótko ujmując: nie mieliśmy innego wyboru :D Ale wracając do tematu... Gdy Ola rozpoczynała swoją przygodę ze szkołą gimnazjalną, Czarek był wówczas w ostatniej klasie. Zaznaczę tutaj tylko, że gimnazjum to zazwyczaj przełomowy okres dojrzewania u chłopców, więc jak możecie się tylko domyślać - w tym przypadku również tak było. Glow up niesamowity - skinny jeans takie skinny, że zakładanie ich po lekcji WF-u graniczyło z cudem (wtedy był to szyk mody, więc nie hejtujcie), grzyweczka jak u Justina Biebera i do tego jeszcze piłkarzyk! Czego chcieć więcej? W tamtym momencie zupełnie nic, zdecydowanie był 10/10. Ola również się zmieniła. Co prawda nadal chętnie brała udział we wszystkich szkolnych wydarzeniach i konkursach, bo była prymuską, jednak coś sprawiło, że Czarek zaczął inaczej ją spostrzegać i spośród dziesiątek dziewczyn uczęszczających wówczas do ich szkoły, na szkolnych apelach widział tylko ją. Tak małymi kroczkami zaczęli się do siebie zbliżać. Ola zaczęła integrować się z koleżankami z klasy Czarka, przez co chcąc nie chcąc spędzali wspólnie czas na przerwach (oczywiście tylko wtedy, gdy akurat nie grał w piłkę). Zaprzyjaźniła się też z Michasiem, z którym często wychodziła na skansen - ówczesny drugi dom Czarka, gdzie spędzał każdą wolną chwilę z kumplami, a więc i tam widywali się nieplanowanie. Zdarzały się także wspólne ogniska, po których chłopak miał wyryte w głowie zadanie, aby odprowadzić Olę do domu i mieć pewność, że wróciła bezpiecznie. W końcu tych chwil na wyłączność zrobiło się znacznie więcej i więcej. Takim właśnie sposobem zaczęli pisać swoją własną, gimnazjalną historię miłosną. Uczyli się wspólnie matmy na przerwach (a raczej Ola uczyła Czarka, bo jak sam mówi dla niego to ‘czarna magia’), chodzili na dodatkowe zajęcia z siatkówki, oglądali filmy, spacerowali, a w chwilach, w których się nie widzieli, pisali do siebie miliony wiadomości.
Trwali tak ładnych kilka miesięcy, ale niestety nic nie trwa wiecznie i tak też było w ich przypadku. Byli młodzi, za młodzi na tworzenie poważnego związku w takim wieku, zatem nic dziwnego, że ich drogi pewnego dnia się rozeszły. Czarek zdał sobie sprawę, że nie jest jeszcze gotowy na więzienie :D Ola trochę przeżywała rozłąkę, ale przezwyciężyła to. Miała wokół siebie wspaniałych ludzi, na których skupiła wówczas całą swoją uwagę, powoli zapominając o chłopaku. Jednak los moi Drodzy bywa przekorny. Pewnego październikowego dnia, gdy Ola wracała z koleżankami do internatu, w którym wówczas mieszkała, gdyż rozpoczęła naukę w liceum w Warszawie, zauważyła stojącego na pobliskim przystanku autobusowym chłopaka. Od razu go rozpoznała. On ją również. Aby dojść do budynku, Ola musiała minąć przystanek, a zatem i Czarka. Przechodząc obok, popatrzyli sobie przelotnie w oczy, jednak żadne z nich się nie odezwało. Nawet “cześć” nie powiedział, czaicie? Chamstwo. Jak się później okazało, chłopak czekał na autobus powrotny do swojego internatu (również uczęszczał do liceum w Warszawie), bo w bloku naprzeciwko zapisał się na korepetycje z matematyki. Ach, ta matma...To trwające nanosekundę spotkanie wywołało masę wspomnień, jednak żadne z nich nie zrobiło kolejnego kroku. “Temat skończony” - pomyśleli obydwoje. Nic tak mylnego! Pamiętacie modę na karne k***** i inne głupie posty dodawane podczas nieobecności właściciela smartfona? Zatem możecie się domyślić, co się wydarzyło niewiele tygodni później, na lekcji języka polskiego, gdy Ola wyszła do toalety zostawiając telefon w sali. Oczywiście dzieliła wówczas ławkę z siostrą cioteczną Czarka (papużki-nierozłączki, więc nawet liceum wybrały wspólne) i ta oto wspaniałomyślna kobieta wysłała wiadomość z Oli telefonu, w której treści znajdowała się wyłącznie kropka. Tak, kropka. Kreatywnie, nie ma co. Chyba nie muszę mówić do kogo była ona zaadresowana... Mogę za to powiedzieć, że od tego niepozornego, malutkiego znaczka wszystko zaczęło się od nowa. Także Olu, kierujemy teraz te słowa do Ciebie: Dzięki za tę cholerną kropkę! Oficjalnie możemy Cię nazywać matką naszego związku :D Kontynuując naszą historię, Ola i Czarek zaczęli ponownie ze sobą rozmawiać, spotykać się, wspólnie odbywać podróże z i do Warszawy. Chłopak mógł w końcu zrezygnować z nieszczęsnych korepetycji, na rzecz wspólnej nauki z Olą. Do dziś dnia wspomina, że ukończył ten przedmiot z pozytywną oceną wyłącznie dzięki niej.
Kolejne wspólne historie pisały się same. Zamieszkali razem w wynajętym mieszkaniu w Warszawie, przy czym się nie pozabijali, co było momentami nie lada wyzwaniem. Był to również swego rodzaju test, który zdali śpiewająco i tylko utwierdzili się w przekonaniu, że chcą wspólnie przeżyć każdą kolejną chwilę. Dobrą i złą. Później wyjechali razem do Norwegii, co również znacznie wzmocniło ich związek, gdyż przez pewien czas byli zdani wyłącznie na siebie. Spędzili niesamowite wakacje w Grecji, Hiszpanii, czy Egipcie. Przywitali Nowy Rok w Pradze. Kilkukrotnie odwiedzili Zakopane, Trójmiasto, Kraków, Wrocław i wiele, wiele innych pięknych miejsc. W ich życiu pojawił się syneczek Koko, który jest ich małym promyczkiem i obydwoje darzą go miłością nieograniczoną (dla wszystkich ciotek i wujków, aby po przeczytaniu tego zdania nie zeszli z tego świata na zawał - chodzi o kota).Wspólne lata mijały im niesamowicie szybko, zatracili się w pracy, studiach i innych obowiązkach zapominając o tym, że już dekadę żyją “na kocią łapę”. Po tak długim stażu wspólnego koczowania, nie mogli opędzić się od coraz częściej zadawanych pytań rodziny i znajomych: “Kiedy ślub?”, “Czarek, kiedy się oświadczysz?” Jak chłopak sam wspomina, pytania te raczej deprymowały, niżeli zachęcały do działania. On nie chciał ulegać presji otoczenia, chciał sam zadecydować. Zapytany teraz mówi, że najbardziej obawiał się reakcji swojej partnerki, bał się, że nie wymyśli czegoś, co ją zaskoczy, gdyż ta naoglądała się TikToków i oczekiwała spektakularnego przedsięwzięcia. Nie wiedział tylko, że dla niej tak naprawdę ten moment nie był ważny pod względem tego, gdzie i jak to zrobi, ale KTO. Liczyło się dla niej tylko to, że to ON będzie przed nią klękał, a nie ktoś inny. Ola z kolei wspominając temat zaręczyn, mówi, że nie ukrywa, bywały momenty podczas ich wspólnych wypraw, że przechodziły jej przez głowę myśli “kurczę, może to będzie dziś”. Jednak to “dziś” nie nadchodziło. Ciężko jej w ogóle było wymyślić sposób, w jaki chłopak miałby to zrobić, bo przecież ich wyjazdy zawsze organizuje ona, więc z całą pewnością, gdyby to on zaproponował wspólną podróż, Ola przeczuwałaby, że jest coś na rzeczy. Sprytny Czarek to wiedział. Musiał więc wymyślić inny sposób. Tylko jaki....
Wszystko stało się bardziej przejrzyste, gdy nadeszły święta Bożego Narodzenia, rok 2023. Ola wręczyła Czarkowi prezent niespodziankę, którym był zaaranżowany przez nią wyjazd do Rzymu. I tak w tym niesamowicie bystrym chłopaku narodziła się nowa myśl pod tytułem “przecież Ola nigdy nie wpadnie na to, że oświadczę się jej na wyjeździe, który ona zorganizowała i w dodatku podarowała mi w prezencie”. Cwaniak. Miał rację. Dziewczynie nawet przez sekundę nie przeszło to przez myśl. No błagam, czy ktoś z Was by o tym pomyślał? Ale nie wyprzedzajmy faktów, Czarek sam do końca nie wiedział czy ten moment będzie miał miejsce w Rzymie, konkretnie podczas tej podróży, bo cytując jego słowa:
Wziąłem ten pierścionek ze sobą, ale powiedziałem sobie, że wręczę jej dopiero, gdy poczuję, że to jest TA chwila, że to właśnie TEN moment. Nie miałem konkretnego miejsca, wiadomo, patrzyłem różne możliwości, bo znałem plan naszych wycieczek, ale liczyłem, że po prostu w którymś z tych miejsc wydarzy się TO COŚ, co da mi zielone światło i popchnie do dalszego działania. Jeśli by nie nadeszło, to wróciłbym z nim z powrotem i kombinował dalej. Ale nie wiem jak miałbym drugi raz przeżyć przejście przez bramki na lotnisku z tym małym, okrągłym złotkiem w kieszeni. Tragiczny stres. Podczas naszych miejsc, które zwiedzaliśmy w pierwsze dni, nie ukrywam, było jedno. Konkretnie taki punkt widokowy na starożytny plac w centrum Rzymu, ale gdy usłyszałem słowa Oli, które brzmiały mniej więcej tak: “Jezu, jakie ruiny, chodźmy dalej” zrozumiałem przekaz. Raczej każdy by zrozumiał. Mieliśmy tego dnia do odhaczenia jeszcze jeden punkt, mianowicie ogród pomarańczy. Nie oczekiwałem zbyt wiele, nie oszukujmy się - co może być spektakularnego w cholernym ogrodzie pomarańczy? Pomarańcze? Nie wspomnę o tym, że szliśmy tam z godzinę. Jak nie więcej. Ale gdy tam dotarliśmy, usiedliśmy sobie na murku, z którego mieliśmy przepiękny widok na miasto. Znaczy Ola siedziała, ja stałem za nią i ją obejmowałem, bo nie usiedziałbym tam dłużej niż te 2 minuty, na które faktycznie się tam wspiąłem. Było wysoko, a ja mam lęk wysokości. I tak sobie rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, zachwycając się pięknym widokiem. Serio było ładnie.
W dodatku była tam rzeczka, a ja lubię widok wody. Był też zachód słońca, a Ola dałaby sobie palca odkroić za dozgonną możliwość oglądania wschodów i zachodów słońca. Albo nawet dwa palce. Wtedy poczułem, że to jest TEN moment, zacząłem wyciągać pudełeczko z kieszeni kurtki. Ręce mi się trzęsły jak galareta, lęk wysokości przy tym to pikuś, już wolałbym usiąść na godzinę na tym cholernym murku. Byłem tak zestresowany, że zacząłem otwierać pudełko nie z tej strony co potrzeba i urwałem wieczko. No ale zdarza się najlepszym, prawda? Jakby tego było mało, nagle pan strażnik Teksasu zaczął zwoływać wszystkich do wyjścia, bo jak się okazało ogród był zamykany o konkretnej godzinie. Pomyślałem: ”kurde serio? Akurat teraz?” W tym samym czasie Ola się do mnie odwróciła z pytaniem: ”CO TY ROBISZ?”
Bo nie widać - pomyślałem sobie w duchu, ale zacisnąłem zęby i wypowiedziałem - albo raczej wybełkotałem, bo język mi się plątał ze stresu - magiczne pytanie, na które uzyskałem wymarzoną odpowiedź.
Powiedziała ”TAK”.
Od tego momentu, wpadli w wir przygotowań, aby ten dzień był najpiękniejszym dniem w ich życiu. Bo przecież ta historia nie mogła skończyć się inaczej. Czarek i Ola są jak ogień i woda, i chociaż w połączeniu tworzą mieszankę wybuchową, to nie wyobrażają sobie życia bez siebie. Przecież Czarek nie przeżyłby bez kanapek do pracy, które sumiennie każdego dnia przygotowuje mu Ola. Z kolei ona już dawno by umarła przez każdego pająka, który chce ją dopaść, gdyby nie jej prywatny pogromca pająków...
Mary - Diablica. Na pierwszy rzut oka cicha i skromna, ale po dwóch drinkach zmienia się w szaloną kreatorkę głupich pomysłów. Z Olą tworzą duet idealny. Bez niej wszystko traci swój urok.
Michaś - Przyjaciel rodziny. Mistrz idealnie wyważonego żartu, który zawsze trafi w punkt z anegdotką. Podpuści Cię na niemożliwe zanim się zorientujesz. Niezastąpiony.
Ola (Sisi) - Od dzieciństwa Czarka wierna konkurentka każdej gry. Mistrzyni dyskusji bez końca i najukochańsza pomocna dusza Oli. Przyjaciółka, z którą zawsze jest wesoło.
Piter - Oli prywatny nauczyciel szkoły przetrwania w domowych bójkach. To niekwestionowany król podkradania słodyczy, który na co dzień przesiaduje w uniwersum Wiedźmina. Bezcenny.
Paula - siostra bliźniaczka Oli, z którą nie raz ją pomylono. Najbardziej zakręcona, ale jednocześnie ogarnięta osoba, jaką poznacie. W jej świecie niemożliwe staje się możliwe.
Bartek - przyjaciel na dobre i na złe. Imprezowy szatan, który potrafi ożywić każdą sytuację. Jego ulubionym sportem jest picie setek na czas. Gotowy do pomocy o każdej porze dnia i nocy.
Tradycyjne flaki wołowe
lub
Krem z pomidorów z pesto, podawany z grillowaną grzanką
Nadziewane roladki z indyka w musztardowej glazurze z szafranem; ziołowe puree; mix surówek
Gulasz wołowy po myśliwsku, podawany z szarymi kluskami
Delikatna polędwiczka wieprzowa w boczku w sosie kurkowym; kopytka szpinakowe; włoska kapusta duszona z pomidorami
Kurczak w sosie curry; opiekane ziemniaczki; bukiet warzyw gotowanych na parze
Barszcz czerwony gotowany na zakwasie z czerwonych buraków, serwowany z pierożkami